Rozdział 3 - Herbata o czwartej trzydzieści

Rozstanie

Zapadła cisza. Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy, ale Hanka przeniosła wzrok na jeden z wiszących na ścianie obrazków. Wolała mówić. – Pewnego razu Denis nakrył mnie na gorącym uczynku – niepewnym głosem wróciła do przerwanego wątku. – W nocy Ella dostała boleści, Denis popatrzył na zegarek: było po dwunastej. Powinnam być o tej porze w domu. A mnie nie ma! Zadzwonił do pubu, gdzie mu powiedziano, że ja w ogóle dziś w pracy nie byłam. Nie byłam w pracy już od tygodnia. Zapytał, gdzie może mnie znaleźć. A oni mówią, że Hannah chodzi z towarzystwem do innego pubu w mieście, do Cock’s Inn.  Faktycznie byłam tam z Derkiem i z grupą znajomych. Denis podjechał na parking, a myśmy akurat szli trzymając się za ręce. Oświetlił nas światłami i zaczął coś krzyczeć przez okno. „Zostaw moją żonę!”, czy coś takiego. A myśmy nie wiedzieli, kto to jest i Derek odkrzyknął fuck off!,  czy jakoś tak. Jak podeszliśmy bliżej, zorientowałam się, że to samochód Denisa. Odjechał. Co miałam robić? Derka spławiłam, bo chciał ze mną pojechać i rozmówić się z moim mężem. –  Powiem mu, że cię kocham i że między wami koniec! – Nie. –  mówię –  Ja to muszę sama załatwić. Może między nami nic nie ma, ale przynajmniej tyle mu lecę. Ale stchórzyłam. W drodze powrotnej wykombinowałam sobie, że odwrócę kota ogonem. Denis czekał na mnie w domu, dzieci spały. Siedział na kanapie i pił whisky prosto z butelki. Popatrzyłam na niego i powiedziałam, że tak chamskiego zachowania jeszcze nie widziałam. Jak on śmiał skompromitować mnie przed grupą moich znajomych, krzycząc coś z samochodu! – Myśleliśmy, że to jakiś pijak albo zboczeniec, któremu coś się uroiło. O co ci chodzi? – pytam. – Bo ja widziałem... – Co ty widziałeś? Kilkoro idących ludzi. Co ja? Sex robiłam na parkingu? Wiesz co? To już koniec! Ja z takim człowiekiem nie chcę być! No i co? Wzięłam torbę, spakowałam manatki i pojechałam do jednej znajomej. Trzęsłam  się ze złości. Potem on przyjechał do tej koleżanki, ukląkł przede mną i błagał, Kaśka, błagał o wybaczenie! Mówił, że dzwonił do pubu, że na tym parkingu to rzeczywiście mu się wydawało, że mi wszystko wybaczy, żebym nie rozbijała małżeństwa, bo on mnie strasznie kocha, ale nie umie mi tego pokazać, że mamy dwie piękne córki... –  Mówię: dobrze, wrócę do domu (bo, mówiąc między nami, nie pasowało mi siedzieć u tej koleżanki), ale nie życzę sobie więcej takich scen! Następnego dnia zadzwonił Derek. Powiedziałam mu, że pracuję nad tym, jak pozbyć się Denisa, ale nie jest to proste. Trwało to może tydzień, może dziesięć dni. Pewnego dnia Denis wrócił z pracy, wszedł do kuchni, w której gotowałam obiad, i rzucił mi na stół jakieś papiery. – Co to jest? – pytam. – Papiery rozwodowe –  mruknął. –  Z jednej strony poczułam się tak, jakbym wyciągnęła los na loterii. Ale mówię: –  Niedawno nie chciałeś, co się nagle stało? – Nie chcę tego przeciągać. Od dawna nic nas nie łączy, a jesteśmy jeszcze młodzi i oboje możemy sobie inaczej ułożyć życie. I się wyprowadził. Początkowo próbował odebrać mi dzieci, nagadał na policji, że biorę narkotyki. Zrobili mi nalot, ale nic nie znaleźli. Potem mówił, że nie mam pieniędzy na utrzymanie dziewczynek. Któregoś dnia przyjechał z ojcem i zabrał mi połowę mebli. Postarałam się o zasiłek, sprzątałam na czarno, potem ugadaliśmy się polubownie, że będzie mi dawał trzysta funtów alimentów miesięcznie. Jakoś sobie radziłam. Po pewnym czasie chciał spróbować ponownie. Chciał mnie ukochać, zaprosił na kolację. Kolację zjadłam, ale z ukochania nic nie wyszło. Nie mogłam, Kasia, po prostu jak mnie dotykał to było tak, jakby mi ktoś szczura położył na ramieniu. Czułam obrzydzenie.