Sześcioro dzieci
Wróciłyśmy do domu po dziewiętnastej. Hanka zaczęła szykować kolację. Na stole ustawiła sery, oliwki, sałatę i talerz krewetek ułożonych ciasno jedna obok drugiej w kształcie korony, oplatającej miseczkę z pikantnym sosem. Nalała do kieliszków białe wino.
– Opowiedz, jak poznałaś Kevina ... – tą prośbą wróciłam do życia mojej emigracyjnej towarzyszki.
– Któregoś dnia koleżanka zaproponowała wyjście do pubu, bo stwierdziła, że musi się upić. Ja piłam już wcześniej w domu. Wlałam w siebie całą butelkę Malibu i było mi obojętne, czy zakończę dzień w jakiejś knajpie, czy nie. Ale nalegała, więc poszłyśmy. W pewnej chwili zemdliło mnie i poszłam do ubikacji. Po wyjściu zaczęłam myć ręce. W pewnym momencie poczułam, że ktoś dotyka moich pleców. – Are you having a good time? – pyta jakiś facet. Tak poznałam Kevina. Ale nie byłam na nowy związek gotowa. Sprawa z Derkiem cały czas się tliła. Może to w nim mnie właśnie pociągało? Ta wieczna niepewność, niewiadoma? Na przykład mógł się pokłócić, oznajmić, że to koniec i nagle się pojawić i zrobić taką scenę, że zapominałam o wszystkim. Wtedy szło się już tylko do łóżka. Kevin był bardzo uprzejmy. Zapytał, czy z kimś jestem, czy napiję się wina. Wymieniliśmy się numerami telefonów, zadzwonił na drugi dzień. I tyle. A tydzień później już się do mnie wprowadził. Tylko wtedy znowu zjawił się Derek. Nie chciałam z nim gadać. Powiedziałam, że nie mogę być unfair . Miałam już dość tej huśtawki.
– Dlaczego tak szybko go do siebie wpuściłaś? – spytałam, myśląc o Kevinie.
– Nie wiem. Może Derkowi na złość? Jestem z Kevinem już sześć lat. Dwa lata temu zadzwonił Derek i poprosił o spotkanie. Zadzwoniłam do pracy i powiedziałam, że jestem chora. Poszłam do pubu. – Kiedy on się wyprowadza? – zapytał, mając na myśli Kevina. – Z tego, co wiem, nie ma takich planów – mówię. Z Kevina nie zrezygnuję. Mam swoje lata i... Naprawdę, Kasia, było mi bardzo dobrze z Derkiem. Przede wszystkim – byłam szczupła. Seks, jaki z nim miałam, był fantastyczną dietą i jeśli komuś mogę coś polecić, to tylko to. Ja miałam hopla na jego punkcie. Gdyby Denis albo Kevin coś mi takiego jak ten ogródek zaproponował, to bym tak obiła mordę, że więcej by takich rzeczy nie sugerował! Ale nie Derkowi.
– Dużo ci dawał, ale jednocześnie dużo brał...
– Tak. A ci dwaj nic. Chociaż nie... Kevin to dla mnie spokojna przystań. Nie mogę ryzykować. Jakby nie było, mam swoje lata. Do końca nie będę młoda. Te oszczędności, które mam w banku, poszłyby w try-mi-ga. Nie jestem w stanie tego domu utrzymać. A on daje mi co miesiąc pięćset funtów. Wiem, że ktoś mógłby powiedzieć: – Popatrz no, jaka wredna. Trzyma chłopa po to, żeby mieć dach nad głową... Ale jeżeli mogłabym cokolwiek zmienić w życiu, to przysięgam ci w tej chwili, że w życiu bym się nie rozwiodła z Denisem. Mógłby mnie nawet prać i katować – ja bym wytrzymała! Kevin jest zupełnym przeciwieństwem Denisa. Jego nie interesuje nic. Byle było jedzenie w lodówce, byle było czym dojechać do pracy. A czy to jest Mercedes, BMW czy stary Escort – to jest naprawdę nieważne. Byle miało cztery kółka...
– Jednym słowem: minimalista – mówiąc to podziwiałam w duchu otwartość Hanki. Nie znałam nikogo, kto w tak bezpośredni sposób potrafiłby przyznać się do szpetnych – bądź co bądź – motywów swojego postępowania.
– Tak. On mnie denerwuje. Jak jesteśmy na wakacjach, to ja się chcę opalać, a jego ciągnie na spacery. Ja tego nienawidzę! Nie lubię spacerów w normalną pogodę, a co tu mówić kiedy jest upał czterdzieści stopni, a on mnie gdzieś ciągnie. Ja chcę na leżak, chcę sobie kupić Margheritę i odpoczywać. A on jest turystą z aparatem fotograficznym! – podsumowała oburzona.
– Co go najbardziej interesuje?
– Lubi naturę, lubi zwierzątka... Ja nie powiem: nie skrzywdzę, popatrzę, ale żeby przyglądać się przez pół godziny jaszczurce? Mnie się coś robi!
– Jaki on jest? – próbowałam opanować śmiech.
– Powolny, spokojny, ale potrafi się wkurzyć. Potrafi nieraz wrzasnąć, ale i nieraz wyleciał z tego domu. Raz spał u brata trzy dni. Powiedziałam: – Na mnie nie będziesz darł ryja. No i teraz... Jak trzepnął drzwiami to prawie z futryny wyleciały. I nie ma go już drugi dzień. – Idź tam, skąd jesteś, tam krzyczą cały czas – powiedziałam. – Bo ja nie będę tego znosiła, szczególnie od kogoś takiego jak ty!
– Dlaczego tak powiedziałaś?
– Nie wiem. On czuje, że nim pogardzam. Choć płaci rachunki to wie, że ten dom nigdy nie będzie jego.
– Mówiłaś, że ma dzieci...
– Sześcioro! Jak mi o tym powiedział, to myślałam, że padnę! Ma czterdzieści dwa lata, wziął sobie żonę z dwójką panieńskich smarków – każde z innym. Burdel na kółkach, proszę ciebie! Jak mi opowiadał, to w pewnym momencie przestałam rozumieć, co do mnie mówi. Ale tak mu się ułożyło. Chciał i mnie zrobić kolejne, ale pięknie podziękowałam. Nie planuję drużyny piłkarskiej. Ja – dwoje, on – sześcioro. I co? Następnego mu się zachciewa? Wariat! A poza tym, nawet gdybym... Bałabym się mieć dziecko. Ja dużo palę, mogłoby się urodzić chore – mówiąc to ponownie sięgnęła po paczkę papierosów, ale nie zapaliła.
– Być może chciał cię bardziej ze sobą związać?
– Chyba tak. Myślę, że chciał mieć większe poczucie bezpieczeństwa. Jego matka zmarła na raka, kiedy miał piętnaście lat. Kiedy miał dwadzieścia – nadarzyła się chętna, z którą wziął ślub. Jego żona uwielbia robić numery: jest intrygantką, prostaczką. O niej właśnie można powiedzieć: nieudacznica z angielskich slumsów. Chce pokazać, jaka z niej dama, chociaż nic nie ma. Chociaż nie. Ma! Chodzi na dyskotekę w spódnicy ledwie zakrywającej pupę. Tyle ma. Jest niczego sobie. On po pewnym czasie powiedział, że ma dość. Wyprowadził się od niej na rok przed naszym poznaniem się. Mnie jego było żal. On nie miał nic, nawet konta w banku. Miał tylko plecak.