Image

Serdeczny chichot Szpota

Jak na rasową samochwałę przystało, oddałam swoją skromną osobę pod osąd internetowego światka jako pierwszą. Ale to nie ja jestem na tym blogu najważniejsza. Najważniejszy jest Janusz Szpotański i jego myśl kryształowo przejrzysta, a i język cięty.

Janusz Szpotański (ur. 12.01.1929 – zm. 13.10.2001) był człowiekiem niezwykłym. Pochodził z zacnej rodziny warszawskich przemysłowców i inteligentów, zdeklasowanej w czasach PRL. Miał fenomenalną pamięć, giętki umysł ścisły i ogromną wiedzę humanistyczną. Studiował rusycystykę, choć chciał socjologię, ale za bezkompromisowość i niezgodę na absurd i głupotę, w jakich tkwił po uszy, wyrzucono go z uczelni. Lecz jakoś sobie radził. Był wybitnym szachistą, trzykrotnym mistrzem Warszawy, posiadał również tytuł mistrza klasy krajowej. Na życie zarabiał jako instruktor szachowy w wojsku. Swoje rozliczne talenty oddał literackim muzom. Był poetą, satyrykiem, krytykiem i teoretykiem literatury. Nie uważał się za „człowieka pióra”, choć był członkiem Stowarzyszenia Literatów Polskich. Pisywał libretta, tłumaczył Szekspira i poezję niemiecką. Pisał także szopki polityczne, dzięki którym zyskał sławę i darmowe trunki zamawiane przez współbiesiadników. Tworzył, jak twierdził, „dla zabawy - ku uciesze własnej i grona znajomych”. Swoje utwory podpisywał jako Władysław Gnomacki lub Aleksander Oniegow.

W 1964 roku po Warszawie zaczęła krążyć w odpisach polityczna opera pt. „Cisi i gęgacze”. Utworem interesowały się jednak nie tylko warszawskie salony intelektualno-literackie, lecz także Służba Bezpieczeństwa. Kiedy zdobyła pełny tekst tego prostego, pisanego częstochowską rymowanką utwou - głównym recenzentem stał się jego główny adresat. „To reakcyjny paszkwil, ziejący sadystycznym jadem nienawiści do naszej partii i do organów władzy państwowej”, zawierający ponadto „pornograficzne obrzydliwości, na jakie może się zdobyć tylko człowiek tkwiący w zgniliźnie rynsztoka, człowiek o moralności alfonsa!” — grzmiał z sejmowej trybuny pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego PZPR, towarzysz Władysław Gomułka (dla Szpotańskiego — Gnom). Jak to zamieszanie wyglądało — opowie Wam najlepiej sam jego sprawca: (niestety, link nieaktualny)...

Po odsiedzeniu dwóch lat i siedmiu miesięcy w więzieniu, niepokorny obywatel ludowego państwa znowu chwycił za jedyny dostępny mu oręż: kpinę. W sumie spod złotego pióra Szpota spłynęły takie perełki, jak „Cisi i gęgacze czyli bal u prezydenta”, „Gnom”, „Gnomiada”, „Caryca Leonida” i „Towarzysz Szmaciak”. Są kapitalną i trafną analizą sytuacji politycznej w tamtym okresie.

Ale obyczaje i kreujące je mechanizmy, panujące w PRL-u, dziwnym trafem przypominają patologie występujące dziś: afery gospodarcze, powiązania polityków z grupami przestępczymi, złą wolę intelektualistów, a także głupotę odbiorców stronniczej medialnej papki. Z pewnością dlatego po „Okrągłym Stole” twórczość Szpota nie była propagowana. A szkoda, bo gdyby było inaczej, być może ocena PRL, razem z jego bohaterami i autorytetami, byłaby inna.

Szpotański szydził nie tylko z komunistów. Choć brylował na opozycyjnych salonach, potrafił dostrzec moralistyczny patos „Gęgaczy”. Patos, który był wyrazem strachu i poczucia bezsilności. Towarzyszył jednak „Gęgaczom” na wszystkich etapach ich zmagań z „socem”, którego nie trawił. W ostatnich latach życia mieszkał samotnie w Warszawie. 13 października 2001 roku przyjaciele znaleźli go martwego w domu. Miał 72 lata.

W pogrzebie uczestniczyli najwierniejsi z wiernych, a pisarz Antoni Libera żegnał swojego przyjaciela takimi słowami: „- Szachy i papierosy. Muzyka i alkohol. Brahms, Beethoven i Mozart. Goethe, Heine i Rilke. Racjonalizm, sceptycyzm, wątpienie w zwycięstwo Dobra, a jednocześnie wiara w niepodważalność wartości. Subtelna lutnia Apolla i dionizyjskie szały. Oto jak się spełniała wolność tego człowieka. Umysł miał z Oświecenia, lecz cały był z Renesansu...”

Szpot miał we wszystkim rację. Niech jego duch chichocze serdecznie. Ale mam nadzieję, iż w tym jednym się mylił: że dobro nie może zwyciężyć.