Image

Lechu z ręką w budziku

W poprzednim felietonie wspominałam o symbolicznym podarku, jaki Donald Tusk wręczył na urodziny Lechowi Wałęsie. Suwenir ten miał obudzić jubilata i nas wszystkich z koszmarnego snu. Przypomnę, że śni się nam,

iż pisowsczycy odbijają czerwonym i różowym Polskę. Nie muszę wyjaśniać, że czynią to w atmosferze zbiorowej histerii. Ale prezent jest chybiony, bo Lechu nie ma czasu na sen. Jeśli wierzyć doniesieniom gazet, legendarny przywódca Solidarności nie odstępuje od komputera. Polemizuje za pośrednictwem tego groźnego medium z byłymi towarzyszami walki na internetowych forach Gazety Wyborczej (Bogdan, weź coś powiedz!), odpowiada na pomówienia anonimowych nienawistników z kraju i ze świata o agenturalność, w zaparte broni swojej koncepcji drogi do wolności, wytacza procesy i zapowiada, że ruszy w Polskę.

Skończą się szepty, kpinki, śmichy
i cały wydział będzie cichy,
nosy na kwintę, spuszczą oczy,
gdy dzielny Tumor w glorii wkroczy. (Szpot)

A tam, na ulicach miast i wsi, trwają łapanki. Zastępy beneficjentów III RP zapełniają areszty i więzienia, a oficerowie śledczy tropią tajemniczych „ktosiów”, czających się w długich i zapętlonych labiryntach przekrętów. Na czele pochodu reformatorów kroczy Jarosław Kaczyński – Wódz Rewolucji Moralnej. Jak Adam w ogrodach Edenu tworzy IV RP, nazywając rzeczy po imieniu. Zwalcza go lewica, nieczuła na fakty, ale czuła na tak zwane personalia. Nie wystarczy nazwać Jarosława Kaczyńskiego ksenofobem, homofobem i zgredem. „Jarosław idzie na głosowanie z mamą”; „Urodziny spędzał z kotem”; „Prezes PiS w rozczłapanych butach” – donoszą poważne media kojarzone.
Tylko redaktor Urban, stojący na czele pisma adresowanego do inteligencji reżimowej wciąż aktywnej, z wrodzoną sobie przenikliwością ostrzega, że braci Kaczyńskich należy się bać, bo są przebiegli i groźni. To jedyny komplement, jaki dane mi było znaleźć w mediach reprezentujących elektorat postkomunistyczny.

Rasowy nacjonalista również nie czuje emocjonalnej więzi z Wodzem. „- Najbardziej niebezpiecznym człowiekiem AWS jest Jarosław Kaczyński, który – nie ukrywając alergii na kwestie narodowe – forsuje swoje wizje „chadeckie”, zadziwiająco podobne do rozwiązań holenderskich” – pisze Henryk Pająk w książce pt. „Piąty rozbiór Polski”. Przy okazji dostaje się też bratu Jarosława, oskarżanemu przez lewicę o odchylenia prawicowo-nacjonalistyczne. Obecny prezydent RP otrzymuje taką oto kąśliwą laurkę od cytowanego wyżej autora: „- Lechowi Kaczyńskiemuy nie po drodze jest z poszukiwaczami Żydów i masonów, co najzupełniej zrozumiałe.”

Lech Wałęsa nie podaje ręki braciom Kaczyńskim. Nie lubi ich i koniec. Bo są dobrzy tylko w walce. Rozumiem z tego tylko tyle, że do innych gier się nie nadają. Pokłady dobrej woli Legendy wyczerpały się na historycznym pojednaniu z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, któremu onegdaj zamiast ręki proponował nogę. Najwyraźniej uznał, iż światopoglądowo dzieli jego i obecnych rządzących przepaść nie do przebycia. Choć chwalił się kiedyś, że z każdym potrafi porozmawiać: z kurami w języku kurzym, a z kaczkami - w kaczym. Szkoda, że na obiecankach się skończyło. Nie tylko w tym temacie. Tak więc Kaczyńskim ręki nie poda, woli nią grzebać w budziku. Może wystarczy tu podkręcić, tam poluzować i, a nuż, zatrybi?..

Rewolucja, mimo alienacji jej przywódców, trwa. Jeżeli wodzowi Jarosławowi ktoś nie poda (czy wręcz nie podstawi) nogi – Lech Wałęsa, Donald Tusk i inni, którym nie w smak bieg wydarzeń, obudzą się z tego koszmarnego snu z ręką w budziku. A lud tej ziemi – w końcu we własnym kraju.